poniedziałek, listopada 19, 2007

Mam takie wrażenie, że planista w 2.6.23 jest zrąbany. Spróbuję 2.6.24-rc2. Bo ja używam tego z patchem rt. Używam brzydkich wyrazów, bo zdenerwowałem się w serwisie Znaku na Poznańskiej. Siedzi w poczekalni 7 ludzi, nowi dochodzą, a te gamonie z serwisu nic nie robią.

Wysłałem maila do prezesa:
"Dnia 7 listopada br. oddawałem do serwisu Znak w Warszawie
przy Poznańskiej obudowę USB. Odkąd sklep w Warszawie istnieje
z usług serwisu musiałem skorzystać tylko raz i to w celu
konsultacji, byłem zadowolony z profesjonalnej obsługi.
Tym razem było zgoła inaczej. Po 15 minutach czekania
do pomieszczenia serwisu wszedł Pan Wojciech Siennicki
i bez powiedzenia "Dzień dobry", czy "witam" rzekł:
"Proszę wyjść do poczekalni". Trochę się zdziwiłem takim
obcesowym traktowaniem klienta, no ale cóż - sądziłem,
że jeden człowiek nie jest w stanie zepsuć mi obrazu całej
firmy. Po godzinie czekania (w poczekalni były dwie osoby),
udało mi się zdać obudowę USB.
Dzisiaj przyszedłem po jej odbiór. W poczekalni było 7 osób.
Co jakiś czas przychodzili nowi klienci i zdumieni kolejką,
albo zmęczeni patrzeniem przez 10 minut, że nic się nie dzieje,
odchodzili. Na próbę zwrócenia uwagi na to, co się dzieje,
kierowik serwisu obruszył się, że jeden kolega jest chory.
Jestem, a w zasadzie byłem, stałym klientem Znaku w Warszawie
od momentu otwarcia sklepu. Razem z częsciami kupiłem w sumie
z pięć komputerów. Czasem mimo wyższej ceny kupowałem w Znaku
ze względu na kulturalną i profesjonalną obsługę. Polecałem
firmę wszystkim znajomym i kolegom z pracy.
Tym bardziej jestem zdumiony takim traktowaniem stałego klienta.
Kupiłem nową obudowę w Komputroniku na Marszałkowskiej, gdzie
odtąd będę robił zakupy. W końcu to groszowa sprawa (~100zł)
i chyba nie warto denerwować się czekając w serwisie Znaku.
W związku z zaistniałą sytucją proszę o zmianę tekstu zawartego
na stronie http://znak.pl/index.php?ofirmie:
("Nie jesteśmy firmą, która potrafi tylko sprzedać komputer,
a gdy pojawia się problem to klienta traktuje już po macoszemu.")
na odzwierciedlający realną sytuację."

Wracając do domu zaszedłem do piekarni na Żytniej i kupiłem sobie
sporo słodkich ciastek za 25 zeta.

 

0 komentarze: